wtorek, 11 grudnia 2012

Przeprosiny...

    
    Chciałam Was wszystkich, tych co czytają, bardzo przeprosić. Nowy rozdział miałam dodać już dawno temu. W moim zaszycie znajduje się już od tygodnia, ale nie miałam kiedy  przepisać go na komputer. Za dużo nauki i pochłaniające lenistwo ;/ . Jeszcze raz bardzo Was przepraszam i obiecuję, że kolejny post z rozdziałem pojawi się jeszcze w tym tygodniu :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 3

Rozdział 3

   -Niektóre odłamki szklą cały czas tkwiły w jej ciele, a nad nią wisiała wczepiona w ścianę lotka, z której skapywała krew Mirandy. Problem w tym, że to nie była zwykła lotka, zwykła krew, a tym bardziej zwykła dziewczyna.

        Kasia zaczęła się budzić. Lekko otworzyła oczy i zaskoczona stwierdziła, że nie jest u siebie w domu. Gdy ta myśl zawitała w jej głowie od razu oprzytomniała i wstała na równe nogi.
    - Budzi się! – krzyknął jakiś głos. W ułamku sekundy przy łóżku, na którym spała pojawił się przystojny chłopak. To ten sam co był w sklepie zoologicznym. Kasia pamiętała wszystko jak przez mgłę.
    - Idę, już idę- odpowiedział mu kolejny głos.
Dziewczyna chciała szybko się stamtąd wydostać i poczęła rozglądać się, w którą stronę by tu uciec, lecz tajemniczy chłopak ją zatrzymał.
    - Powoli! Siadaj i na razie się nie podnoś. Teraz możesz się czuć w miarę dobrze dzięki lekom przeciwbólowym, ale za jakąś godzinę one przestaną działać, a wtedy nie będzie ci za wesoło.
    - Już nie jest pomyślała.
    - Uwierz mi – powiedział i uśmiechnął się współczująco. Posłuchała go i powoli usiadła. Jej głowę przeszył potworny ból.
    - Ughh… Ale boli- powiedziała łapiąc się za głowę.
    - No właśnie między innymi o tym mówiłem. Trzymaj - powiedział podając jej szklankę z jakimś płynem ze stolika koło łóżka. – Wypij to. Widząc jej minę chłopak zaśmiał się.
    - Nie bój się, to tylko aspiryna.
  Dziewczyna zrobiła co kazał, po czy, zaczęła się rozglądać dookoła. Znajdowała się w średniej wielkości pokoju. W jego kącie stało biurko z laptopem. Obok była jedna szafa a na przeciwległej ścianie druga.
      Do pokoju wszedł starszy mężczyzna, ubrany w zwykłe jeansy i koszulę w kratę. Kasia rozpoznała w nim człowieka, który podał zastrzyk uspokajający dziewczynie ze sklepu. Siedziała wystraszona tym wszystkim co się wydarzyło, skulona na kanapie. W zupełnie obcym dla niej miejscu, z zupełnie obcymi ludźmi. Bała się… Znowu!
     Mężczyzna odsunął sobie krzesło od biurka i usiadł na nim zwracając się do dziewczyny:
    - Witam.
    - Yyy… Dzień dobry?- Kaśka nie była pewna co ma odpowiedzieć.
    - Czy pamiętasz co się stało zanim straciłaś przytomność?- przeszedł od razu do sedna.
    - Yyyy… No… Tak jakby… ale, yyy… No ja nie wiem co się tam właściwie stało… - jąkała się ze zdenerwowania i zbyt wielu emocji. Bała się, że gdy przyzna, iż pamięta większość, coś mogą jej zrobić.
   - Nie musisz się bać- powiedział chłopak kładąc dłoń na jej ramieniu w celu dodania otuchy.
   - Powiedz prawdę. My i tak się dowiemy- westchnął starszy mężczyzna.
   - Kim pan jest?-  odbiegła od tematu, bo nie chciała odpowiadać na te wszystkie, dziwne pytania.- Co ja tutaj robię? Dlaczego wszystko mnie boli?- pytania wylatywały z ust szatynki z prędkością karabinu.
   - Ehh…- westchnął mężczyzna. -  Chyba masz rację. Najpierw tobie należą się jakiekolwiek wyjaśnienia. Ale później to ja pytam a ty odpowiadasz, zgoda?
   - No… Dobrze  –  dziewczyna zgodziła się po chwili namysłu. W końcu i tak się stąd sama raczej nie wydostanie. Nawet nie ma pojęcia gdzie się znajduje.
   - Co chcesz wiedzieć?
   - Wszystko. Zaczynając od tego co ja tutaj robię, przez to co się stało i po to kim pan jest!! - dziewczyna nie wytrzymała już tego napięcia i zaczęła się unosić.
   - Ok, a więc od początku będzie chyba najprościej- uśmiechnął się. – Ja jestem Robert, a to jest mój wnuczek Jakub- przedstawił wskazując kolejno na siebie i chłopaka. – Tamta dziewczyna, której możesz nie pamiętać to Miranda.
   - Kim wy do cholery jesteście?! – przerwała mu. - Jakimiś mutantami czy może kosmitami?! Ta dziewczyna to na pewno nie normalny człowiek! Ona jest niebezpieczna!
   - Tak, samo jak Kuba- odpowiedział ze stoickim spokojem. 
Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na chłopaka, który przez cały ten czas stał za nią.
   - Dziadku! Nie strasz jej!- skarcił go, po czym zwrócił się do dziewczyny z uśmiechem. – Nie słuchaj go. Nic ci nie zrobię. Jesteś bezpieczna. Robert zignorował spojrzenie wnuka i kontynuował dalej.
   - Nie wiem, czy będziesz w stanie zrozumieć to kim jesteśmy i czym się zajmujemy… - zakłopotał się.
   - Postaram się. Jestem bardzo inteligentną osobą.
   - Nie wątpię. Jednak uważam, że ta wiedza nie jest ci niezbędna. To może ci przysporzyć tylko problemów, a tego nie chcemy. Gdy tylko twoje samopoczucie się polepszy odeślemy cię do domu i … - nie dane mu było dokończyć.
   - Słucham?! Proszę pana! Ja, jak przykładny obywatel udaję się do sklepu, a tam zostaję zaatakowana przez jakąś chorą psychicznie dziewczynę, która chce mnie poharatać nożem – rozpoczęła wyliczanie.  - Potem rzuca mną o ścianę, jakbym była co najwyżej małym ptaszkiem. Mdleję i budzę się obolała z wieloma ranami na całym ciele w obcym miejscu, wśród jakichś obcych mi ludzi, gdzie, można powiedzieć, że jestem przetrzymywana- rozpędziła się dziewczyna. - I pan mi mówi, że to nie moja sprawa?! - podsumowała swoją wypowiedź.
   - Dokładnie- odparł ze spokojem. - Jeśli dobrze pójdzie, to już więcej się nawet nie spotkamy. Jednak na wszelki wypadek zapisaliśmy ci w komórce nasze numery.
   -Wie pan co?
   - Tak?
   - Już nawet pominę fakt, ze nie powinniście dotykać mojej komórki. Czy mógłby mi pan chociaż powiedzieć, jak długo tu leżałam i dlaczego się tu znalazłam?
   - Przynieśliśmy cię do mojej pracowni, ponieważ byłaś nieprzytomna. Ze względu na niecodzienne okoliczności nie było mi na rękę wzywanie pogotowie i policji. Poza tym to przez moją wnuczkę a jego siostrę jesteś w takim stanie.
     Dziewczyna z zaskoczenia aż zaniemówiła. Nie mogła uwierzyć, że są oni spokrewnieni z tą wariatką. Chciała jak an szybciej opuścić to miejsce.
   - Co do tego jak długo tu jesteś. Od wczoraj po południu, całą noc i ranek. Mamy teraz czwartek- urwał i spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku- godzinę 15:42.
Tym razem Kaśce nie tylko odebrało głos ale i otworzyło buzię ze zdziwienia.
   - Przecież moja mama na pewno odchodzi od zmysłów! Co ja jej powiem?! Ona mnie chyba zabije!- pomyślała.
   - Kuba za chwilę cię odprowadzi do wyjścia, bo zapewne nie chcesz siedzieć tu dłużej niż to konieczne.
   - Nie - tylko tyle była w stanie wykrztusić.
   - No właśnie- staruszek uśmiechnął się przyjaźnie, lecz w następnym momencie spoważniał. – Musisz mi obiecać, ze gdyby działo się z tobą coś dziwnego, gdybyś odkryła jakąś nieprawidłowość, OD RAZU – powiedział z naciskiem- zgłoś się do mnie. To naprawdę ważne. Popatrzyła się na niego dziwnie.
   - Co niby miałoby mi się dziać?
   - Nie pytaj. Po prostu uważaj.
  - Co on taki tajemniczy?- pytała się w myślach Kaśka. Kiwnęła twierdząco głową.
   - Chodź- zwrócił się do niej Kuba. Szatynka wstała i nie żegnając się, udała za nim.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 2 dni później

   - I jak dziadku? – zapytał się chłopak podchodząc do Roberta. Stał on właśnie w laboratorium. Sprawdzał różne fiolki i wyniki. Podniósł jedną wysoko.
   - Nie wygląda aby krew Mirandy zmieniła coś w jej krwi- odpowiedział zamyślony.
   - To chyba dobrze? – ucieszył się Kuba. Żal mu było tej dziewczyny. Nic takiego nie zrobiła a spotkało ją coś takiego. Na pewno nie zalicza tego do najprzyjemniejszych wspomnień.
   - Owszem. Jej krew się nie zmieniła, ale musimy jeszcze trochę poczekać. Albo mam zwidy, albo pomieszałem próbki.
   - Co? Dlaczego?- Bo jak już mówiłem, nie wygląda na to aby krew twojej siostry zmieniła krew tej dziewczyny. Zdaje mi się, że ona uaktywniła w niej jej skrywaną energię. Trzeba sprawdzić jej drzewo genealogiczne. Sądzę, że ktoś z jej przodków należał do nas… I wcale nie był podrzędnym sługą. Znajdował się na szczycie piramidy - oświadczył stale oglądając co chwila zmieniającą się fiolkę.





Bardzo Was przepraszam za tak nudny rozdział. Zdaję sobie sprawę, że nawet jego długość nie rekompensuje braku akcji:( No, ale niestety bez informacji zawartych w nim nie da rady:) 
Oceniajcie i komentujcie:)

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 2



Rozdział 2

Padł na kolana i ledwo utrzymywał ciało na drżących rękach. Przerażona Kaśka obserwowała całą tę sytuację z ledwo otwartymi oczami. 
Czuła, że odpływa.

Wtem przez pomieszczenie coś przeleciało ze świstem. Kaśka nawet nie zdążyła tego zauważyć, lecz Miranda- tak. Zdążyła kucnąć zanim to coś w nią trafiło. Jednak nie do końca… Przedmiot przeciął jej prawy policzek i wbił się w ścianę nad Kaśką. Była to mała lotka z zielonymi i niebieskimi piórkami na końcu. Z jej ostrza skapnęło kilka kropelek krwi Mirandy. Dotknęła swego policzka- na palcach ujrzała czerwoną ciecz i zaklęła pod nosem. Już chciała się zrywać do ucieczki, lecz nagle usłyszała:
-Miranda! Stój!- Dziewczyna się odwróciła. Chciała się cofnąć, lecz potknęła się i przewróciła. Podszedł do niej szybkim krokiem starszy mężczyzna koło 60-tki.
-Dz… Dziadek?!-zapytała wystraszona.
-Tak. Już spokojnie. Cicho. Moje drogie dziecko.-Przytulił ją do swej piersi, jednocześnie wstrzykując jej jakąś substancje od tyłu w rękę. Miranda jęknęła cicho. Tkwiła jeszcze chwilę w objęciach mężczyzny po czym bezwładnie opadła. Dziadek Mirandy-Robert, położył ją na plecach, na podłodze. Wstał i odetchnął głęboko. Zaczął rozglądać się po zdemolowanym sklepie. Ludzie zdezorientowani poczęli powoli się podnosić.
-To już koniec. Czy nic się nikomu nie stało? Dobrze. W takim wypadku proszę natychmiast opuścić sklep. Zaraz zjawi się tu policja-powiedział do zgromadzonych ze stoickim spokojem.
Wtedy jego wzrok padł na wystraszoną, skuloną po ścianą i pokaleczoną dziewczynę, która w ogóle się nie ruszała. Widział, jak jej oczy wreszcie opadają.
-Straciła przytomność od nadmiaru wrażeń-pomyślał. Podszedł kawałek i przyjrzał się jej. Jego oczy nagle stały się duże.
-O nie!- powiedział cicho. Zobaczył, że ma otwarte i głębokie rany, które krwawią. Niektóre odłamki szklą cały czas tkwiły w jej ciele, a nad nią wisiała wczepiona w ścianę lotka, z której skapywała krew Mirandy. Problem w tym, że to nie była zwykła lotka, zwykła krew, a tym bardziej zwykła dziewczyna.



  

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jest to tak jakby dokończenie rozdziału 1, dlatego tak krótko. Postanowiłam, że kolejne rozdziały będę się starała dodawać co tydzień. Nie wiem czy mi się to uda, ale mam taką nadzieję:) Liczę też na wasze szczere opinie^^

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 1



Rozdział 1

Była ciemna noc. Wszyscy już spali. Tylko nie ona. Kasia nie potrafiła usnąć po tym, co ją spotkało. Nadal bała się o tym myśleć. Po godzinie 3 nad ranem udało jej się zapaść w sen. Śniła to co wydarzyło się kilka dni temu…

    Kasia- szczupła brunetka o piwnych oczach, niczym nie wyróżniająca się z tłumu, właśnie wchodziła do sklepu zoologicznego. Mama kazała jej kupić nową smycz dla dla Barego, ukochanego psa. Gdy tylko przestąpiła próg drzwi, od razu tego pożałowała. W środku toczyła się walka! Wszystkie zwierzęta oszalały. Kilkoro wystraszonych ludzi leżało na podłodze i nie ruszało się. Wszędzie pełno było szkła. Zamarła w bezruchu ze zgrozy… W momencie, gdy wchodziła po sklepie rozległ się wesoły dźwięk dzwonka. Głowy walczących zwróciły się w jej stronę. Odruchowo cofnęła się i już chwytała za klamkę, gdy kobieta w stroju roboczym złapała ją i przyciągnęła plecami do siebie. Kaśka zaczęła krzyczeć. Do szyi przyłożono jej srebrny, ostry nóż. 
-Ona ma nóż! Ona ma nóż!- tylko ta jedna myśl kołatała się w jej głowie. Była przerażona, oczy miała wielkie jak spodki. Jej skóra nagle zbladła. Zaczęła się wyrywać, lecz z każdym kolejnym ruchem nóż był coraz bliżej jej twarzy. Uścisk na wykręconej z tyłu ręce robił się coraz mocniejszy.   
    W tym samym momencie chłopak, z którym biła się napastniczka podchodził do nich zdecydowanym krokiem. Był to wysoki, dobrze zbudowany brunet.
-Dobra, spokojnie. Nie angażujmy do naszych spraw niewinnych ludzi- powiedział do szatynki.-Ona nic ci przecież nie zrobiła. Nic o Tobie nie wie.
-Phi!- westchnęła z pogardą.- Myślisz, że się przejmę tą twoją gatką?! Winna czy nie winna, nie obchodzi mnie to! Jeśli zbliżysz się choćby o jeszcze jeden krok, to zaraz coś niedobrego stanie się tej pięknej buźce!- W momencie wypowiadanie tych słów, Kaśka głośno przełknęła ślinę i cicho pisnęła. Zdała sobie sprawę, że stała się zakładniczką jakiejś chorej psychicznie dziewczyny. Była przerażona.
 -Oho! Chyba ktoś się boi!- drwiła z niej z kpiącym uśmieszkiem.
-Mir, przestań!- powiedział ten przystojny chłopak. – Ty nie chcesz nikogo skrzywdzić. Nie panujesz nad sobą!
-Nie bądź tego taki pewny!- odkrzyknęła mu zła dziewczyna i szybko zbliżyła nóż, który opadł podczas kłótni z powrotem do twarzy Kaśki. Szesnastolatka odruchowo odchyliła głowę do tyłu, lecz Miranda pociągnęła ją mocno za włosy.
-Uh!- Tylko tyle zdołała z siebie wydusić Kaśka.
Wtem nóż wyleciał z dłoni dziewczyny, jakby był pchany jakąś niewidzialną siłą i uderzył w ścianę obok. Miranda spojrzała na chłopaka z wściekłością w oczach.
-Ej! Przecież tak nie wolno! Czyżbyś przestał przestrzegać zasad?!-krzyknęła.
-I kto to mówi?! TY?? Poza tym… nie mam innego wyboru…- odpowiedział jej zrezygnowany chłopak.
-Ach tak?!-wrzeszcząc to z niewiarygodną siłą rzuciła Kaśką o ścianę po jej lewej stronie. Dziewczyna aż skuliła się z bólu. Moc uderzenia była zaskakująca! Wpadła na szklany blat, który od razu pękł, a odłamki szkła poleciały prosto na nią dotkliwie ją raniąc. Miranda rzuciła się na chłopaka, jej zwykłe dotąd  paznokcie zamieniły się w szpony. Przeciwnik uchylił się od pierwszego ciosu, lecz nie docenił jej wręcz kocich ruchów i tempa z jakim się poruszała. Dziewczyna szybko odwróciła się  i wbiła mu paznokcie w plecy, po czym zadając głębokie, dotkliwe rany przejechała wzdłuż nich. Chłopak aż zawył z bólu. Padł na kolana i ledwo utrzymywał ciało na drżących rękach. Przerażona Kaśka obserwowała całą tę sytuację z ledwo otwartymi oczami. 
Czuła, że odpływa. 





niedziela, 3 czerwca 2012

Prolog / Wprowadzenie

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!! Wiem, że miało to być już dawno, ale przez szkołę nie miałam czasu:( . Jest to coś a'la prolog. Takie wprowadzenie. Nie ma tu żadnej akcji, ale dzięki tym informacjom będziecie wiedzieli o co chodzi w dalszych rozdziałach. Jest to opis relacji rodzinnych Kasi i jej mamy- Małgorzaty.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

(Pisane z perspektywy Małgorzaty, gdy Kasia ma ok. siedmiu lat. Tak jakby przeszłość)



Prolog

-Mamo! Mamo!- do kuchni, gdzie właśnie piekłam placka wpadła moja kochana Kasieńka.
-Tak, córciu?
-Kiedy przyjeżdża wujek Jacek??!!- zapytała z wielką ekscytacją. Ehh… Ona go wręcz uwielbia. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Od zawsze doskonale rozumiała się z moim kuzynem. Gdy tylko przyjeżdżał, cieszyła się jak nienormalna i zaczynała skakać po domu, jak nakręcana zabaweczka.
- Oh! Nie wiem Kasiu-zaśmiałam się.- Może za tydzień do nas wpadnie, jak będzie wracał z lotniska.
-Tak! Tak! Tak!!!!- no i jak już wcześniej wspomniałam, ta mała siedmioletnia dziewczynka zaczęła biegać dookoła mebli.
-Hahahaha- wybuchłam śmiechem.- Kasiu, przestań biegać. I to już-rozkazałam nadal się uśmiechając. Cieszyła mnie jej radość, ale przecież nie mogę pozwolić by sobie zrobiła krzywdę! Jak będzie tak hasać to w końcu coś sobie złamie.
Nagle dziewczynka zatrzymała się gwałtownie tuż przede mną i z uśmiechem na pięknej twarzyczce zapytała:
- Maaaaamuuuuś? A mogę zadzwonić do babci Jadwigii??? Proooooszęęęęę…..
-Oj, kotku no… Po co znowu chcesz dzwonić do babci?
- Żeby powiedzieć, że przyjeżdża wujek i że chciałabym żeby było słonko na niebie!!!
-Hahaha. Kochanie, myślisz, że jak poprosisz babcię o słonko to ono się pojawi? Już ci przecież kiedyś tłumaczyłam, ze pogoda od tego nie zależy- uśmiechnęłam się do niej pobłażliwie, kręcąc głową. Jakiś czas temu „odkryła”, że jak poinformuje babcię, jaką by chciała pogodę to taka będzie. Starałam się jej wybić coś takiego z głowy, no ale dziecko wie swoje i nikt nie jest w stanie jej przekonać.
-A właśnie, że tak! A ty mi nie wierzysz!- zbulwersowała się. – Pamiętasz, jak mówiłam kiedyś babci, że chciałabym aby w moje urodziny było słonko?- spytała.
- Tak, pamiętam.
- To było słonko?
-Było.
- No właśnie!- uśmiechnęła się tryumfalnie. – A pamiętasz, jak chciałam, żeby spadł śnieg? Powiedziałam o tym babci i na drugi dzień już mogłam jeździć na sankach. Albo jak kiedyś chciałam zobaczyć grad, to po chwili on zaczął padać, a przecież wcześniej było słonko!- nadal obstawała przy swoim.
- Oh, córeczko. Pogoda jest zmienna, tak jak kobieta. Rano może padać deszcz, a już po obiedzie słońce może mocno przygrzewać. Babcia nie ma wpływu na pogodę.
- Ma! Ja wiem swoje!- ale uparta! Chociaż, muszę się przyznać w głębi ducha, że gdy byłam w jej wieku też tak myślałam. Później dopiero zrozumiałam, że nikt nie ma władzy nad pogodą. Mimo wszystko, gdy mi bardzo zależało na jakimś wyjeździe w wakacje, mówiłam o tym babci Jadwidze. Tak na wszelki wypadek… Grrr…. Jestem zła na samą siebie, że w ogóle dopuszczam do siebie takie myśli. Przecież to niemożliwe!
-To mogę zadzwonić?- z rozmyślań wyrwał mnie głoś Kasi.
-Możesz-odpowiedziałam i wręczyłam jej słuchawkę telefonu z już wybranym numerem.
-Dziękuję!!- pisnęła uradowana i pocałowała mnie w policzek.
Zaśmiałam się i z powrotem zabrałam się za robienie placka. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Kasia tak dobrze dogaduje się z moją babcią i kuzynem. Starsza córka- Natalia zwyczajnie ich lubi, ale Kaśka ich UWIELBIA. To dobrze, wiem… Tyle, że ma z nimi nawet lepszy kontakt niż z domownikami. Kocham tę dwójkę, lecz zawsze byli trochę inni od reszty. Jacek zawsze wiedział co myślę. Nawet, gdy nikomu o tym nie mówiłam. Jako pierwszy wiedział w kim się kochałam, kogo lubiłam, a kogo nie. Co się stało w szkole i dlaczego nie chciało mi się z nikim gadać. Jako pierwszy przychodził i mnie pocieszał, gdy ktoś sprawił mi przykrość. Mimo, że stało się to 20 minut temu. Wystarczyło, że znalazłam się z nim w tym samym pomieszczeniu, a on nie musiał o nic pytać. Wiedział wszystko, jakby umiał odczytywać moje myśli i odczucia. Było to strasznie wkurzające, zwłaszcza gdy chciałam coś przed nim ukryć, jak np. to że zakochałam się w jego koledze…
-Hahahaha- zaśmiałam się, wkładając ciasto z truskawkami do piekarnika.
Stał się on moim przyjacielem i powiernikiem. Później nawet nie starałam się maskować moich myśli w jego obecności. Pomagał mi jak mógł. To on wyciągał mnie z największych tarapatów.
A babcia? W sumie, to ona mnie wychowała. Mama lubiła się zabawić. Była przecież jeszcze młoda- miała zaledwie 17 lat, gdy mnie urodziła. Nie będę ukrywać tego, że nasze kontakty nie należą do najlepszych. Nie zna mnie. Nie chciała się mną opiekować, ani zajmować. Uważała, że na to będzie miała czas, jak będzie starsza. Babcia siłą rzeczy musiała przejąć jej wszystkie obowiązki. Tak bardzo chciałam, żeby mama mnie kochała. Z tatą „zerwała”. Potem, gdy miałam już 13 lat znalazła sobie innego partnera. Zaszła w drugą ciążę. Kupili razem ładny domek na obrzeżach miasta. Wtedy nagle sobie o mnie przypomniała. Przecież ma jeszcze córkę, która musi z nią zamieszkać. Prosiła, tłumaczyła, rozkazywała, szantażowała, a nawet biła gdy była zła, bo nie chciałam z nią mieszkać. Czułam się niekochana i ona tego już nigdy nie zmieni. Nie było dla mnie miejsca w jej życiu na samym początku. Zrozumiałam to i byłam zła. Ona już nigdy tego nie odbuduje.
Tata się starał, od zawsze był. Mimo, że założył swoją rodzinę to nie zaniedbywał mnie i często się ze mną kontaktował. Poznałam jego żonę i moje przybrane rodzeństwo. Dobrze się z nimi dogaduje. Nawet przez jakiś czas tam mieszkałam, lecz wolałam być przy boku babci. To cudowna kobieta. Fakt, trochę mnie irytuje to, że jest inna, i to z tą pogodą… ale ją kocham.
- Pik!Pik!- z rozmyślań wyrwał mnie odgłos piekarnika. Wyjęłam ciasto, a cudowny zapach rozniósł się po całym domu.

 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam za wszystkie błędy. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jak to już w prologach bywa, nie ma tu niczego ekscytującego czy też wciągającego, ale obiecuję że już w 1 rozdziale jest od razu akcja:)  

Pozdrawiam, invisible;)