Rozdział
3
-Niektóre
odłamki szklą cały czas tkwiły w jej ciele, a nad nią wisiała wczepiona w
ścianę lotka, z której skapywała krew Mirandy. Problem w tym, że to nie była
zwykła lotka, zwykła krew, a tym bardziej zwykła dziewczyna.
Kasia zaczęła
się budzić. Lekko otworzyła oczy i zaskoczona stwierdziła, że nie jest u siebie
w domu. Gdy ta myśl zawitała w jej głowie od razu oprzytomniała i wstała na
równe nogi.
- Budzi się! –
krzyknął jakiś głos. W ułamku sekundy przy łóżku, na którym spała pojawił się
przystojny chłopak. To ten sam co był w sklepie zoologicznym. Kasia pamiętała
wszystko jak przez mgłę.
- Idę, już idę-
odpowiedział mu kolejny głos.
Dziewczyna chciała szybko się stamtąd wydostać i poczęła
rozglądać się, w którą stronę by tu uciec, lecz tajemniczy chłopak ją
zatrzymał.
- Powoli! Siadaj i
na razie się nie podnoś. Teraz możesz się czuć w miarę dobrze dzięki lekom
przeciwbólowym, ale za jakąś godzinę one przestaną działać, a wtedy nie będzie
ci za wesoło.
- Już nie
jest – pomyślała.
- Uwierz mi –
powiedział i uśmiechnął się współczująco. Posłuchała go i powoli usiadła. Jej głowę
przeszył potworny ból.
- Ughh… Ale boli-
powiedziała łapiąc się za głowę.
- No właśnie między
innymi o tym mówiłem. Trzymaj - powiedział podając jej szklankę z jakimś płynem
ze stolika koło łóżka. – Wypij
to. Widząc jej minę chłopak zaśmiał się.
- Nie bój się, to
tylko aspiryna.
Dziewczyna zrobiła co kazał, po czy, zaczęła się rozglądać
dookoła. Znajdowała się w średniej wielkości pokoju. W jego kącie stało biurko
z laptopem. Obok była jedna szafa a na przeciwległej ścianie druga.
Do pokoju wszedł
starszy mężczyzna, ubrany w zwykłe jeansy i koszulę w kratę. Kasia rozpoznała w
nim człowieka, który podał zastrzyk uspokajający dziewczynie ze sklepu.
Siedziała wystraszona tym wszystkim co się wydarzyło, skulona na kanapie. W zupełnie
obcym dla niej miejscu, z zupełnie obcymi ludźmi. Bała się… Znowu!
Mężczyzna odsunął sobie krzesło od biurka i
usiadł na nim zwracając się do dziewczyny:
- Witam.
- Yyy… Dzień
dobry?- Kaśka nie była pewna co ma odpowiedzieć.
- Czy pamiętasz co
się stało zanim straciłaś przytomność?- przeszedł od razu do sedna.
- Yyyy… No… Tak
jakby… ale, yyy… No ja nie wiem co się tam właściwie stało… - jąkała się ze
zdenerwowania i zbyt wielu emocji. Bała się, że gdy przyzna, iż pamięta
większość, coś mogą jej zrobić.
- Nie musisz się
bać- powiedział chłopak kładąc dłoń na jej ramieniu w celu dodania otuchy.
- Powiedz prawdę. My
i tak się dowiemy- westchnął starszy mężczyzna.
- Kim pan
jest?- odbiegła od tematu, bo nie
chciała odpowiadać na te wszystkie, dziwne pytania.- Co ja tutaj robię?
Dlaczego wszystko mnie boli?- pytania wylatywały z ust szatynki z prędkością
karabinu.
- Ehh…- westchnął
mężczyzna. - Chyba masz rację. Najpierw
tobie należą się jakiekolwiek wyjaśnienia. Ale później to ja pytam a ty
odpowiadasz, zgoda?
- No… Dobrze – dziewczyna zgodziła się po chwili namysłu. W
końcu i tak się stąd sama raczej nie wydostanie. Nawet nie ma pojęcia gdzie się
znajduje.
- Co chcesz
wiedzieć?
- Wszystko.
Zaczynając od tego co ja tutaj robię, przez to co się stało i po to kim pan
jest!! - dziewczyna nie wytrzymała już tego napięcia i zaczęła się unosić.
- Ok, a więc od
początku będzie chyba najprościej- uśmiechnął się. – Ja jestem Robert, a to
jest mój wnuczek Jakub- przedstawił wskazując kolejno na siebie i chłopaka. –
Tamta dziewczyna, której możesz nie pamiętać to Miranda.
- Kim wy do cholery
jesteście?! – przerwała mu. - Jakimiś mutantami czy może kosmitami?! Ta
dziewczyna to na pewno nie normalny człowiek! Ona jest niebezpieczna!
- Tak, samo jak
Kuba- odpowiedział ze stoickim spokojem.
Dziewczyna z
przerażeniem spojrzała na chłopaka, który przez cały ten czas stał za nią.
- Dziadku! Nie
strasz jej!- skarcił go, po czym zwrócił się do dziewczyny z uśmiechem. – Nie
słuchaj go. Nic ci nie zrobię. Jesteś bezpieczna. Robert zignorował spojrzenie
wnuka i kontynuował dalej.
- Nie wiem, czy
będziesz w stanie zrozumieć to kim jesteśmy i czym się zajmujemy… - zakłopotał
się.
- Postaram się.
Jestem bardzo inteligentną osobą.
- Nie wątpię. Jednak
uważam, że ta wiedza nie jest ci niezbędna. To może ci przysporzyć tylko
problemów, a tego nie chcemy. Gdy tylko twoje samopoczucie się polepszy
odeślemy cię do domu i … - nie dane mu było dokończyć.
- Słucham?! Proszę
pana! Ja, jak przykładny obywatel udaję się do sklepu, a tam zostaję
zaatakowana przez jakąś chorą psychicznie dziewczynę, która chce mnie poharatać
nożem – rozpoczęła wyliczanie. - Potem
rzuca mną o ścianę, jakbym była co najwyżej małym ptaszkiem. Mdleję i budzę się
obolała z wieloma ranami na całym ciele w obcym miejscu, wśród jakichś obcych
mi ludzi, gdzie, można powiedzieć, że jestem przetrzymywana- rozpędziła się
dziewczyna. - I pan mi mówi, że to nie moja sprawa?! - podsumowała swoją
wypowiedź.
- Dokładnie- odparł
ze spokojem. - Jeśli dobrze pójdzie, to już więcej się nawet nie spotkamy.
Jednak na wszelki wypadek zapisaliśmy ci w komórce nasze numery.
-Wie pan co?
- Tak?
- Już nawet pominę
fakt, ze nie powinniście dotykać mojej komórki. Czy mógłby mi pan chociaż
powiedzieć, jak długo tu leżałam i dlaczego się tu znalazłam?
- Przynieśliśmy cię
do mojej pracowni, ponieważ byłaś nieprzytomna. Ze względu na niecodzienne
okoliczności nie było mi na rękę wzywanie pogotowie i policji. Poza tym to
przez moją wnuczkę a jego siostrę jesteś w takim stanie.
Dziewczyna z
zaskoczenia aż zaniemówiła. Nie mogła uwierzyć, że są oni spokrewnieni z tą
wariatką. Chciała jak an szybciej opuścić to miejsce.
- Co do tego jak
długo tu jesteś. Od wczoraj po południu, całą noc i ranek. Mamy teraz czwartek-
urwał i spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku- godzinę 15:42.
Tym razem Kaśce nie tylko odebrało głos ale i otworzyło buzię
ze zdziwienia.
- Przecież moja mama na pewno odchodzi od
zmysłów! Co ja jej powiem?! Ona mnie chyba zabije!- pomyślała.
- Kuba za chwilę cię
odprowadzi do wyjścia, bo zapewne nie chcesz siedzieć tu dłużej niż to
konieczne.
- Nie - tylko tyle
była w stanie wykrztusić.
- No właśnie-
staruszek uśmiechnął się przyjaźnie, lecz w następnym momencie spoważniał. –
Musisz mi obiecać, ze gdyby działo się z tobą coś dziwnego, gdybyś odkryła
jakąś nieprawidłowość, OD RAZU – powiedział z naciskiem- zgłoś się do mnie. To
naprawdę ważne. Popatrzyła się na niego dziwnie.
- Co niby miałoby mi
się dziać?
- Nie pytaj. Po
prostu uważaj.
- Co on taki
tajemniczy?- pytała się w myślach Kaśka. Kiwnęła twierdząco głową.
- Chodź- zwrócił się do niej Kuba. Szatynka wstała i nie żegnając się,
udała za nim.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
2 dni później
- I jak dziadku? – zapytał się chłopak podchodząc do Roberta. Stał on
właśnie w laboratorium. Sprawdzał różne fiolki i wyniki. Podniósł jedną wysoko.
- Nie wygląda aby krew Mirandy zmieniła coś w jej krwi- odpowiedział
zamyślony.
- To chyba dobrze? – ucieszył się Kuba. Żal mu było tej dziewczyny. Nic
takiego nie zrobiła a spotkało ją coś takiego. Na pewno nie zalicza tego do
najprzyjemniejszych wspomnień.
- Owszem. Jej krew się nie zmieniła, ale musimy jeszcze trochę poczekać.
Albo mam zwidy, albo pomieszałem próbki.
- Co? Dlaczego?- Bo jak już mówiłem, nie wygląda na to aby
krew twojej siostry zmieniła krew tej dziewczyny. Zdaje mi się, że ona
uaktywniła w niej jej skrywaną energię. Trzeba sprawdzić jej drzewo
genealogiczne. Sądzę, że ktoś z jej przodków należał do nas… I wcale nie był
podrzędnym sługą. Znajdował się na szczycie piramidy - oświadczył stale
oglądając co chwila zmieniającą się fiolkę.
Bardzo Was przepraszam za tak nudny rozdział. Zdaję sobie sprawę, że nawet jego długość nie rekompensuje braku akcji:( No, ale niestety bez informacji zawartych w nim nie da rady:)
Oceniajcie i komentujcie:)